Jako, że na jeziorach jeszcze lód i nie mam okazji odwiedzania nowych, kontynuuje cykl z serii łowisk rzecznych. Tym razem chciałbym Wam przedstawić opis Kanału Dychowskiego, w którym jeszcze nie miałem okazji łowić. Zachęcam do przeczytania.
"Niedaleko miejscowości Krzywaniec Bóbr przegradza zapora. Za nią rzeka ma już dwa koryta. Stare jest prawie bez przepływu, nowe to betonowy kanał doprowadzający wodę do elektrowni szczytowo-pompowej w Dychowie. Jest długi na 20 kilometrów i szeroki na 20 metrów.
Kanał
Dychowski wybudowano w latach trzydziestych. Na całej długości ma taki
sam przekrój o kształcie trapezu. Jego brzegi to żelbetonowe płyty
dosyć stromo opadające do wody. Kanał płynie przez piaszczyste tereny,
na których rosną iglaste lasy. W wielu miejscach są mosty, którymi
można swobodnie przejść na drugi brzeg.
Trudno powiedzieć, że jest tu malowniczo, bo kanał jest szpetny, ale na pewno jest cicho, czysto i przyjemnie, nawet kiedy pada, bo na piasku nie tworzą się kałuże. W kanale są ryby, ale mało kto je łowi. Dawniej i wędkarzy, i ryb było więcej, zwłaszcza brzan, z których Kanał Dychowski słynął. Kiedyś jednak w elektrowni doszło do awarii i prawie całą wodę z kanału spuszczono. Stado brzan już się nie odrodziło. Obecnie wędkarze łowią tu głównie płocie i leszcze, ale także klenie, okonie i szczupaki.
Ryby
można łowić tylko tuż przy betonowych płytach. I to jest cała
tajemnica tego łowiska. W tym miejscu woda wytraca swój pęd i odkłada na
ścianach dość grubą warstwę mułu, w którym ryby znajdują pokarm.
Przyjezdni i wszyscy ci, którzy tu bywają rzadko, nęcą daleko od
brzegu, gdzie grunt jest na ośmiu metrach. Tymczasem zanętę trzeba
rzucać tak, żeby trafiła na betonową skarpę. Kule zanętowe (a w zasadzie
placki) zatrzymają się akurat tam, gdzie ryby cały czas przebywają, bo
wybierają z mułu naturalny pokarm. Tak właśnie nęcą wszyscy miejscowi.
-
Łowię tu niemal wyłącznie płocie i leszcze – mówi p. Mirosław Niemczyk z
Lubska. – Zanętę wrzucam jakieś trzy metry od brzegu. Kule osiadają w
mule na skarpie, na głębokości czterech metrów. Stosuję zanętę sklepową,
ale wzbogacam ją gotowanym pęcakiem, klejem i białymi robakami.
Robaków nie dodaję zbyt dużo, bo szybko rozbijają kule. Jako przynęty
używam gotowanego pęcaku. Kiedy łowię płocie, na haczyk zakładam tylko
jedno ziarnko.
Płocie łowię sześciometrowym batem z sześciogramowym
zestawem, jeżeli woda ciągnie mocno, lub czterogramowym, kiedy płynie
spokojnie. Zestaw wyważam jedną przelotową oliwką. Jest on tak
wygruntowany, żeby oliwka zakotwiczyła się w mule. 15-centymetrowy
przypon wystarcza, żeby brania były bardzo zdecydowane. Największe
płocie, nawet 30-centymetrowe, łowi się tu w kwietniu. Później o dużą
płoć jest trudno, natomiast mniejsze biorą cały czas i na wszystko,
wystarczy tylko zanęcić.
Leszcze
łowię w tych samych miejscach co płocie, lecz nęcę je przez kilka dni.
Nie wiem, gdzie przebywają przez cały dzień, ale w moim łowisku mam je
między czwartą a siódmą rano. Później, kiedy promienie słońca
zaczynają padać na wodę, gdzieś znikają. Są ostrożne, chyba im za jasno,
bo łowię je płytko. Zestaw leszczowy różni się od płociowego jedynie
haczykiem. Płocie łowię szesnastką, leszcze dziesiątką. Na leszcze
zakładam cztery ziarna pęcaku.
W kanale występują duże wahania
poziomu wody. Zależą one od tego, ile wody pobiera elektrownia. Przy
największym zapotrzebowaniu sięgają nawet trzech metrów. Mają one duży
wpływ na brania. Gdy woda opada, ryby biorą bardzo słabo. Kiedy
przybiera, brania są bardzo dobre. Złowione wtedy ryby mają w żołądkach,
oprócz mojej zanęty, wiele żyjątek z mułu, które podnosząca się woda
wypłukuje.
Podczas
przyboru pokazują się też klenie i intensywnie żerują. Zbierają z
powierzchni owady. To jedyny czas, kiedy na haczyk zakładam białe
robaki, zmniejszam grunt i łowię na przepływankę. Zawsze mogę liczyć na
kilka ładnych kleni.
Pan
Emil Haber z Brzózki często łowi w Kanale Dychowskim płocie i
szczupaki. O małe płotki, jak mówi, nietrudno, biorą cały czas. Duże
trzeba mocno wabić.
Pszenicę
gotuje razem z kaszą gryczaną.
Jesienią p. Emil przyjeżdża tu na szczupaki. Łowi je na żywca w pobliżu mostów. Tam bowiem, przy filarach, szczupaki mają swoje kryjówki. Dobre są także zawirowania wody przy brzegu oraz te miejsca, gdzie kanał meandruje. Nie ma ich wiele, ale to są bankówki.
Jesienią p. Emil przyjeżdża tu na szczupaki. Łowi je na żywca w pobliżu mostów. Tam bowiem, przy filarach, szczupaki mają swoje kryjówki. Dobre są także zawirowania wody przy brzegu oraz te miejsca, gdzie kanał meandruje. Nie ma ich wiele, ale to są bankówki.
Kasza gotuje się szybciej, więc po
rozgotowaniu działa jak klej. Z tych składników robi kule zanętowe.
Kupnej zanęty używa do koszyczka, robi też z niej kule, które wrzuca
tam, gdzie już leżą kulki z kaszy i pszenicy. Położona w jednym miejscu
zanęta składająca się z pszenicy, kaszy gryczanej i mieszanki kupnej
tworzy w szybko płynącej wodzie długą ścieżkę zapachową. P. Emil łowi na
dwie wędki. Jedna z nich to spławikówka z zestawem tak przeciążonym,
żeby ołów szorował po skarpie, a w zasadzie po mule, który na niej
leży. Drugą wędką jest gruntówka z koszyczkiem.
Źródło: http://www.wedkarz.pl/wp-webapp/article/2080
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz