Kolejna rzeka na moim blogu wędkarskim to Nysa Łużycka, na której nie miałem okazji jeszcze nigdy wędkować (artykuł z magazyny Wędkarz Polski). Użytkownikiem opisywanego odcinka jest okręg PZW w Zielonej Górze (zarządza odcinkiem od ujścia Żółtej Wody do ujścia Nysy Łużyckiej do Odry). Zachęcam do lektury i komentowania przez osoby tam wędkujące.
"Źródła Nysy Łużyckiej biją w Czechach. Jej całkowita długość wynosi 251 kilometrów, polski odcinek (197 kilometrów) wyznacza naszą granicę z Niemcami. Kilka lat temu trafiliśmy nad Nysę w rejonie Bogatyni. Teraz powędrujemy jej brzegami, pod prąd, od Gubina do mostu na autostradzie A4.

Nysa Łużycka płynie w ogromnej pradolinie. Charakter ma bardzo zmienny.
Spowodował to człowiek, budując elektrownie wodne i inne spiętrzenia
kierujące wodę poza koryto rzeki. Trzymetrowe spiętrzenie (elektrownia)
jest także w Gubinie. Jak każde inne, ma cofkę. Nurt spokojny, gdzieniegdzie jest dosyć
głęboko. Wykorzystują to wędkarze. Jest ich tu sporo, chociaż ryby nie najlepiej żerują, bo woda jeszcze zimna (tekst powstawał na początku
kwietnia – przyp. red.). Nysa płynie przecież z Gór Izerskich, gdzie
śnieg leży do końca maja. Łowi się tu na tyczki i na drgające
szczytówki z koszyczkami. W regionie zielonogórskim łowienie na tyczkę jest bardzo popularne, działa tu wiele klubów zawodniczych. Poziom
tutejszego wędkarstwa jest tak wysoki, że okręgowe zawody przewyższają
poziomem mistrzostwa Polski.
"Źródła Nysy Łużyckiej biją w Czechach. Jej całkowita długość wynosi 251 kilometrów, polski odcinek (197 kilometrów) wyznacza naszą granicę z Niemcami. Kilka lat temu trafiliśmy nad Nysę w rejonie Bogatyni. Teraz powędrujemy jej brzegami, pod prąd, od Gubina do mostu na autostradzie A4.
Ewentualnych
zawodników cofka gubińskiej elektrowni nie zachwyca, bo nie zapewnia
wszystkim jednakowych warunków. Głębsza jest przy zaporze, a nurt Nysy
zbliża się do brzegu niemieckiego. Z naszej strony łowi się leszcze,
płocie i karpie, o sandacze łatwiej po stronie niemieckiej. Niemcy
dość obficie zarybiają Nysę szczupakiem. Nie wylęgiem ani palczakami,
lecz sztukami po 30 - 40 centymetrów. Wpuszczają również inne
drapieżniki. Dlatego w Nysie Łużyckiej takich ryb dużo, a spiningistów
prawie nie uświadczysz.
Rozmowy z napotkanymi wędkarzami, co zrozumiałe, dotyczą głównie ilości i wielkości ryb w rzece. Tylko jeden powiedział: “Mała woda, małe ryby”. Pozostali mają inne zdanie, mówią o dużych leszczach, węgorzach i szczupakach. Niecały kilometr pod prąd od gubińskiej elektrowni jest łowisko, gdzie się często urządza zawody spławikowe. W wodzie dominują klenie, ale łowi się też dość duże brzany. Rozmaitość ryb jest więc duża.
W samym mieście, poniżej spiętrzenia, 200-metrowy odcinek rzeki jest wyłączony z wędkowania. Tutaj rzekę zarybia się certą, trocią wędrowną i innymi rybami prądolubnymi. Poniżej tej zapory Nysa Łużycka płynie już bez spiętrzeń prosto do Odry.
Powędkować można w samym Gubinie. Miejsc dobrych na koszyczek sporo, wędkarzy mało. Aż ręce zaświerzbiły do spiningu, kiedy tuż za miastem zobaczyłem przełomy niczym w górskiej rzece. Tyle że tutaj woda przedziera się nie między stromymi skałami, lecz przez powalone mosty i inne brzegowe budowle. Mapa nie zachęcała jednak do wędrówki w górę Nysy. Wszystkie widoczne na niej drogi biegną z dala od rzeki, ale przecież jeszcze do niedawna granica była dobrze patrolowana, więc strażnicy musieli którędyś jeździć. Zaryzykowałem. Skierowałem się na południe.
Rzeczywiście. Droga, bardzo kiepska, bodaj tylko w trzech lub czterech miejscach zbliża się do rzeki. Prawie całą trasę pokonałem jadąc międzywalem po samochodowych śladach. Zapewne właśnie tędy jeździła Straż Graniczna, a może i wędkarze. Czasami ta polna droga prowadziła wałem, częściej obok niego. Przekonałem się, że osobowym samochodem można tu dojechać niemal wszędzie, pod warunkiem że nie będzie bardzo obciążony, bo są na tych drogach głębokie koleiny. Po deszczach wszędzie się nad brzeg nie dojedzie, ale zawsze trafi się na jakieś miejsce, gdzie można przystanąć, zostawić samochód i podejść do wody ze spiningiem albo gruntówką.
Wędkarzy spotkałem niewielu. Wszyscy byli zadowoleni, że nareszcie będą mogli łowić w nocy. To dla nich bardzo ważne szczególnie latem, kiedy Nysa ledwo płynie, a w płytkiej i prześwietlonej wodzie ryby są bojaźliwe. - Wędkowanie w granicznej rzece nocą było zakazane – mówią wędkarze. – Kiedy przychodziliśmy razem ze świtem, to oglądaliśmy ostatnie pluskające się ryby. Gdy wieczorem zwijaliśmy wędki, to woda dopiero zaczynała żyć. Potwierdzają mi również, że wędkarzy tutaj niewielu, a sam widzę, że parę kilometrów można przejść i nie spotkać kawałka wydeptanego brzegu.
Od wielu lat w Nysie Łużyckiej brakuje wody. Wiele jej biorą Niemcy do zalewania odkrywkowych kopalni węgla brunatnego. My za dwadzieścia lat zrobimy to samo. Turoszowskie złoża też się wyczerpują i woda z Nysy Łużyckiej będzie tak długo wlewana do dzisiejszej kopalni, aż w jej miejscu powstanie ogromne jezioro o głębokości dwustu metrów. Potrwa to wiele lat.
Najbliższe
otoczenie Nysy Łużyckiej jest tak dzikie, że tutejszym wędkarzom mogą
pozazdrościć ich koledzy znad Bugu. Rzeka nie wszędzie płynie między
wałami, dotyka też wysokich skarp, najczęściej porośniętych lasem. Tam,
gdzie drzew jeszcze nie powycinali, jest dzika rozmaitość. Przybrzeżne
głęboczki i duże podmycia sąsiadują z płyciznami. Gdzie Nysa mocniej
meandruje, nurt się przelewa spod jednego brzegu pod drugi, tworząc
piaszczyste i żwirowe przykosy. Gdzie płynie prosto, tam przykrywa
rozległe łachy piasku, za to pod brzegami wędkarzy wabią głębokie rowy z ciemną wodą.
Co pewien czas straszą ruiny jakiegoś mostu. Po drogach dojazdowych nie ma już prawie śladu. Dobre to łowiska, bo rzeka się tam zwęża, a pozostałości owych budowli często leżą w nurcie i dają rybom dodatkowe kryjówki. W wielu miejscach rzeka wyrwała brzeg i zatopiła krzaki. Gdyby ktoś tu przychodził na ryby, z dostępem do stanowiska miałby niemały problem. Wędkarzy jednak, jak już wspomniałem, jest mało, a na odcinku od wsi Borek do drogi A4 nie spotkałem żadnego. Za to kiedy na wysokości wsi Zasieki pytałem o drogę, tłumaczono mi bardzo dokładnie, którędy mam jechać, wielokrotnie przestrzegając, żebym tam a tam nie wjeżdżał, bo na pewno zabłądzę.
Tym to sposobem zobaczyłem fragment pohitlerowskiej fabryki amunicji. Była ogromna, bo zajmowała blisko 500 hektarów. Do dzisiaj pozostały po niej bunkry i budynki, w których wytwarzano proch. Fabryka została tak zaprojektowana i zbudowana, że z samolotu była niewidoczna. Miała teleskopowy komin, w czasie alarmu dym z kotłowni wtłaczano do rzeki.
Autostrada
A4 doprowadzi nas do dawnego przejścia granicznego. Nie rozpędzajmy
się jednak, jedźmy powoli, aż nad głową zobaczymy most drogowy.
Skręcając przed nim w prawo dojedziemy, z początku po asfalcie, do
polnej piaszczystej drogi, która wiedzie na północ. Każdy zjazd w lewo
zaprowadzi nas do Nysy Łużyckiej, a jeżeli pojedziemy dalej, po pięciu
kilometrach trafimy na zdewastowaną asfaltową drogę. W lewo do Nysy, w
prawo na bunkry, jak mówią miejscowi.
Na całym odcinku aż do Gubina
zaskoczy was prawdziwa dzikość. Kiedyś kwitło tu życie, o czym świadczą
widoczne tu i ówdzie fundamenty domów, jeszcze częściej dziczki – znak,
że przy owych domostwach były niegdyś sady. Warto już teraz
przyjechać tu na ryby, bo nie wiadomo, co się stanie z Nysą za
kilka lat. Zanim weszliśmy do strefy Schengen, Straż Graniczna
strzegła jej również przed kłusownictwem. Co będzie dalej?"
Źródło: http://www.wedkarz.pl/wp-webapp/article/2074#comments
Świetny tekst! Od roku nie czytałam tak wartościowego i fajnego artykułu.
OdpowiedzUsuń